Na początku był Mój dom. A potem Mój świat. Jako dziecko zaznał cudownego domu z uśmiechem matki, talerzem na stole, chlebem pieczonym przez babkę, do której jeździł na wakacje, dziadkiem zmawiającym Anioł Pański, braćmi, z którymi się tarmosił i paskiem w ręku ojca, jak było trzeba. Pamiętał doskonale nawet zapachy paleśnickiej plebanii swego stryja. To był ten dom, a właściwie domy rodzinne, które zbudowały Jana Górę i które do końca niósł w sobie. Potem jego domem stał się zakon, i to tak bardzo, że nawet zdawało się, iż zapomniał o domu rodzinnym. Ale tylko się zdawało... Cały świat stawał się jego domem. Choć już nie „jego”, tylko „wszystkich” – wszystkich do niego zapraszał. Bo kiedy człowiek dojrzeje, to przestaje już marzyć o domach, które minęły, choć niesie je w sobie. Zaczyna budować domy. A przede wszystkim staje się domem. I zaprasza gości. A jeśli do tego ma w sobie miłość, goście wkrótce stają się domownikami.
Cechy
Format pliku: | , , |
Autor: | Jan Góra OP |